DOBREJ PASSY RJJ CIĄG DALSZY

Piotr Jagielski, Informacja własna

2009-09-08

8 listopada 2008-  tę datę Roy Jones Jr zapamięta na bardzo długo. Wtedy, w nowojorskiej Madison Square Garden, doszło do walki Amerykanina z niepokonanym Joe Calzaghe. Roy znany był z tego, że w ringu zawsze pokazywał ogromną pewność siebie, uwielbiał ośmieszać rywali, pokazując przy tym boks z najwyższej światowej półki. Tym razem techniczne sztuczki mogliśmy w wykonaniu jego rywala…

To była bez wątpienia najbardziej sroga lekcja, jaką Junior otrzymał w swojej karierze. Pierwsza runda przyniosła nieoczekiwany rezultat. Skreślany przez bukmacherów Roy posłał "Włoskiego Smoka" na deski, jednak Calzaghe, podobnie jak podczas walki z Hopkinsem, podniósł się z maty ringu, aby w dalszej części walki narzucić swój styl. Nikt już nie miał wątpliwości, kto tego wieczoru będzie gwiazdą. Dominacja absolutna "Dumy Walii" i wyraźne zwycięstwo na punkty u całej trójki sędziowskiej- tak zakończył się ten tragiczny dla Roya wieczór. Myślę, że nawet porażki przed czasem z Tarverem czy Johnsonem nie bolały Juniora tak bardzo, jak klęska z Joe, gdyż Jones pierwszy raz doznał w ringu upokorzenia.

Po tej porażce cała masa znawców boksu mówiła jednym głosem: "Koniec kariery amerykańskiej legendy". Jednak, jak na wielkiego wojownika przystało Junior chciał zmazać plamę jaką dał podczas walki w MSG. Wydawało się, że jego wiek (w styczniu skończy 41 lat) wyklucza przygotowanie dobrej formy motorycznej, ale czy na pewno?

4 miesiące po feralnej walce z Calzaghe mogliśmy zobaczyć "Dumę Pensacoli" w walce z Omarem Sheiką . Walka odbyła się w rodzinnych stronach Roya- czyli w Pensacoli na Florydzie. Oczywiście, hala podczas tamtej gali nie świeciła pustkami, a sama walka transmitowana była w systemie pay-per-view. Z pewnością rekordów oglądalności PPV nie pobito, ale `parę` groszy do kieszeni Roya Jonesa wpadło. W tej walce zobaczyliśmy już znacznie żwawszego Amerykanina, niż w walce z 11 listopada (nie ulega wątpliwości, że było to spowodowane zdecydowanie niższą klasą przeciwnika, bo Sheika jest bokserem innego pokroju niż Joe który w mojej opinii wtedy był jednym z trójki najlepszych P4P). Walka z Omarem pokazała jednak, że RJJ nie jest bokserem całkowicie wypalonym, że jeszcze ma parę mocnych argumentów w zanadrzu, a szybkość zadawanych ciosów może robić wrażenie na widzach i skreślających go wcześniej fachowcach. Potyczka skończyła się w 5. rundzie, decyzją sędziego ringowego, który przerwał pojedynek; według niektórych przedwcześnie, z czym i ja się zgadzam, chociaż uważam, że Roy i tak w tej walce nie byłby zagrożony, bo Sheika nie miał po swojej stronie żadnych argumentów.

Wyglądało na to, że po tej walce kariera mistrza świata w czterech kategoriach wagowych znów wraca na prawidłowe tory. Po wiktorii z Sheiką coraz głośniej mówiono o ewentualnej walce RJJ z Tomaszem Adamkiem, lecz skończyło się tylko na planach. Okazało się, że kolejnym rywalem Amerykanina będzie jego rodak Jeff Lacy. 32-letni bokser pochodzący z Saint Petersburg na Florydzie, który ma na rozkładzie Petera Manfredo Jr czy chociażby wspomnianego już Sheikę, miał być wymagającym oponentem dla Juniora. Mecz odbył się w Biloxi, pokazywana była również w systemie PPV. Walka toczyła się o tytuł amerykańskiej organizacji NABO kategorii półciężkiej. Podczas tego wieczoru Roy zaprezentował się naprawdę bardzo ciekawie. Imponował szybkością zadawanych ciosów, bardzo umiejętnie i szybko przemieszczał się w ringu, no i oczywiście prezentował to, co za swoich najlepszych lat, czyli niewiarygodną wręcz pewność siebie- nie była ona zachwiana nawet przez moment. Publiczność bardzo żywiołowo reagowała na dobre akcje Roya, co pokazywało nam, że ludzie nadal chcą go oglądać i dla wielu nadal jest wzorcem. Legendarny Junior raz po raz zachwycał szybkością i, mówiąc szczerze, przyjemnie się oglądało jego ringowe popisy. Nie dał szans młodszemu o 8 lat rywalowi. Pojedyncze ciosy, bite ze strachem to była jedyna broń, jaką wystawił na Jonesa "Left Hook". Kombinacje ciosów, jakimi raczył fanów legendarny mistrz, były ozdobą tego pojedynku (kilkakrotnie widzieliśmy kombinacje 3-4 lewych, bitych jeden po drugim). Jednostronne widowisko zostało zakończone przez narożnik Jeffa, który zdecydował się na poddanie swojego podopiecznego po 10 rundzie, wskutek kontuzji. Walka z Lacym pokazała jednak nie tylko same zalety Juniora. RJJ momentami wydawał się być nieco "zardzewiały"- na zbyt długo zatrzymywał się, a w miarę upływu czasu coraz mniej wyprowadzał szybkich ciosów.

Oczywiście klasa dzisiejszego Roya nijak ma się do tej, którą prezentował kilka czy też kilkanaście lat temu. Jednak według mnie to nadal jeden z lepszych pięściarzy w swojej kategorii i żaden rywal nie powinien liczyć z nim na łatwy mecz.

Wiemy już, że następnym rywalem Amerykanina będzie bohater australijskiej publiczności Danny Green. Roy mimo tego, że nie posiada już tak wielkich umiejętności jak kiedyś, wydaje się być faworytem tej walki. Moja sympatia zwróci się po raz kolejny w stronę zawodnika z Florydy, któremu nigdy nie można było zarzucić braku ambicji czy też woli walki- w jednym z wywiadów Roy mówił o tym, że nie rozumie, jak inny gwiazdor minionych lat Oscar De la Hoya mógł poddać się w walce z Pacquiao i dodał, że on sam nigdy na coś takiego by sobie nie pozwolił.

Oceniając powrót Amerykanina po porażce z Joe Calzaghe, przyznałbym mu "plusa" nie tylko za pokonanie dwóch przyzwoitych rywali, ale także za atrakcyjny dla oka styl walki, w jakim tego dokonał, oraz za to, że nie zatracił atutu pewności siebie, co w jego przypadku zawsze było bardzo ważną sprawą. Osobiście chętnie zobaczę kolejny jego pojedynek, w nadziei na jeszcze więcej kombinacji, sztuczek, a także `pajacowania` z jakiego zawsze słynął, a które jest mimo wszystko niezbyt codziennym zjawiskiem w boksie zawodowym. Jeszcze w tym roku będziemy mieli okazję ponownie ujrzeć walkę z Royem w roli głównej i zapewne po raz kolejny zobaczymy ringowe popisy tego 40- letniego fightera. Show must go on…

Tekst nadesłany przez Czytelnika BOKSER.ORG Piotra Jagielskiego