BOKSERZY I ŚMIERĆ. CZĘŚĆ 5: MIECIO, DOCHA, NEGER I INNE 'WARSZAWSKIE DZIECI'

Jarosław Drozd, Opracowanie własne

2009-07-31

Od 1 sierpnia 1944 r., w gronie powstańców, znani byli pod pseudonimami "Miecio", "Docha" i "Neger". Trzej znajomi sprzed wojny, koledzy ze stołecznych ringów, w czasie Powstania Warszawskiego prawdopodobnie nie spotkali się ani razu. Byli jednymi z tych "Warszawskich Dzieci", które z boju nie powróciły żywe. Niniejszy tekst to - zarazem - hołd dla wszystkich bohatersko poległym w ciągu tamtych pamiętnych 63 dni.

Zapraszam do lektury...

Sierżant podchorąży o pseudonimie "Miecio" był oficerem II plutonu osłonowego elitarnego zgrupowania "Chwaty", dowodzonego przez porucznika Stefana Berenta (ps. 'Steb"). Jego pododdział był związany taktycznie z Biurem Informacji i Propagandy Komendy Głównej Armii Krajowej. Głównym zadaniem "Miecia" był udział w akcjach zbrojnych i sabotażowo-dywersyjnych. W kolejnych dniach powstania uczestniczył także w specjalnych patrolach megafonowych. Na początku września 1944 r. "Miecio" bronił cukierni Kuczyńskiego (u zbiegu ul. Kruczej i Alei Jerozolimskich) oraz swojej placówki powstańczej położonej na rogu ulic Wiejskiej i Frascati. 13 września 1944 r. poległ w walce o utrzymanie kamienicy nieopodal gmachu Funduszu Emerytalnego Banku Gospodarstwa Krajowego (na rogu ulic Frascati i Konopnickiej).

Zbiórka II plutonu Oddziału Osłonowego WZW „Chwaty” na podwórku domu przy ul. Bowdena.

 

"Docha" (pseudonim "urobiony" od nazwiska znanego przed wojną motocyklisty "Legii") w dniu powstania był w stopniu plutonowego podchorążego. Najpierw walczył w rejonie Powązek, skąd na rozkaz dowództwa, wycofał się do Puszczy Kampinoskiej. Po kilku dniach dowodząc 200-osobowym oddziałem przebił się do dolnego Żoliborza, dzieląc pole walki z powstańcami ze zgrupowania "Żbik", dowodzonego przez kapitana Witolda Plechowskiego (ps. "Sławomir"). 14 września broniąc barykady przy ul. Dziennikarskiej unieszkodliwił "Panterę", obrzucając ją butelkami z benzyną. 6 dni później skierowano go obrony powstańczego szpitala, który znajdował się w klasztorze Sióstr Zmartwychwstanek (w tzw. Twierdzy Zmartwychwstanek). Oddział "Dochy" przybył tam niemal w ostatniej chwili. Na miejscu wywiązała się walka wręcz, w wyniku której Niemcy zostali odparci. Jak wynika z zachowanych relacji, nasz bohater 30 września 1944 r. brał udział w nieudanym natarciu na wał przeciwpowodziowy, a następnie walczył na Placu Inwalidów, gdzie został ranny. Rozpoznany przez jednego z niemieckich żołnierzy, który rywalizował z nim przed wojną na zawodach pięściarskich, trafił do szpitala w Tworkach, gdzie zmarł w wyniku odniesionych ran.



 

Udział w walkach powstańczych trzeciego z naszych bohaterów w znacznym stopniu ograniczyła kontuzja odniesiona w lutym 1944 r. "Neger" podczas jednej z akcji dywersyjnych na Woli został wówczas ranny w brzuch. Cudem uratowano go, głównie dzięki pomocy brata i przedwojennych przyjaciół z bokserskiego ringu (m.in. Piotra "Klimka" Mizerskiego), którzy oddali mu swoją krew do transfuzji. W pierwszych dniach powstania "Negr" - w składzie 21 Kompanii Batalionu AK "Narew" - brał udział w walkach na Czerniakowie. Ranny w nogę trafił do szpitala na ul. Czerniakowskiej. 18 września 1944 r. po zajęciu szpitala przez Niemców został, wraz z innymi rannymi, ewakuowany pod eskortą esesmanów przez ul. Górnośląską, Rozbrat w kierunku Alei Szucha. Po kilku selekcjach ranni zmuszeni zostali do marszu przez Plac Unii Lubelskiej i Rakowiecką, w kierunku Placu Narutowicza. Słaniający się na nogach 'Neger", w imieniu innych, poprosił wówczas Niemców o zwolnienie tempa marszu. W odpowiedzi na to, jeden z esesmanów kazał mu wystąpić i strzałem w tył głowy pozbawił go życia.     



Powstańcy z oddziału "Chwaty" schodzą z pozycji po zajęciu kościoła św. Krzyża i komendy policji

 

BOHATEROWIE OPOWIEŚCI



"Miecio" - Mieczysław Całka (ur. 1917 r.) przed wojną - boksując w kategorii półśredniej - reprezentował barwy klubów zakładowych RKS Elektryczność Warszawa i Centralne Warsztaty Samochodowe, czyli CWS Warszawa. W 1939 r. stoczył niezwykle wyrównany pojedynek z samym Antonim Kolczyńskim, przerywając po kontrowersyjnym werdykcie. W obliczu wybuchu II wojny św. został zmobilizowany i brał udział w walkach kampanii wrześniowej. 13 września został ranny, zdjął mundur, unikając niewoli. Szybko rozpoczął pracę w konspiracji, zostają najpierw członkiem ZOR (Związek Odbudowy Rzeczpospolitej), a w 1943 r. Armii Krajowej. W warunkach okupacyjnych w stopniu sierżanta-podchorążego, skończył konspiracyjną podchorążówkę.

"Docha" - Henryk Doroba (ur. 1915 r.) przed wybuchem II wojny św. był filarem pięściarskiej sekcji warszawskiej "Legii", zdobywając m.in. kilka tytułów mistrza stolicy. W 1937 r. zaliczany był do absolutnej krajowej czołówki wagi półśredniej, mając "na rozkładzie" m.in. Antoniego Kolczyńskiego, Józefa Fabisiaka i Henryka Całkę. Jako uczestnik kampanii wrześniowej, dostał się do niewoli w okolicach Tarnowa. Po rychłej ucieczce, przedostał się do okupowanej stolicy, gdzie rozpoczął walkę konspiracyjną.

"Neger" - Eugeniusz Cendrowski (ur. 1909 r.) przed wojną związany był z pięściarską sekcją KS "Polonia" warszawa, choć karierę sportową rozpoczynał w YMCA, by kontynuować ją w fabrycznym klubie sportowym Forty Bema. Jako instruktor i trener (etatowy sekundant reprezentacji Warszawy) opiekował się przez pewien czas m.in. Antonim Kolczyńskim, a od 1936 r. znajdował się w sztabie szkoleniowym olimpijskiej kadry Polskiego Związku Bokserskiego (PZB). Uczestniczył w kampanii wrześniowej i po rozbiciu oddziału dostał się do niemieckiej niewoli. Uciekł w trakcie transportu do obozu jenieckiego i zdecydował się na powrót do Warszawy. Z czasem stał się członkiem ZWZ i AK.  

 



Moi Drodzy, PAMIĘTAJMY - nie tylko przy okazji rocznic - o ludziach z pięściarskiego środowiska, którzy oddali swoje życie w walce o niepodległość ojczyzny. Warto, by warszawscy (i nie tylko) kibice wybrali się na Powązki, by zapalić znicze, lub śladem fanów "Legii" zaopiekowli się powstańczymi mogiłami. My, którzy czerpiemy radości z życia w wolności, jesteśmy tym Ludziom to po prostu winni.