CURTIS STEVENS: ZATŁUC ŻEBY WYGRAĆ

Przemek Garczarczyk, ASInfo

2009-07-10

“Nie wysiadaj z samochodu. Wyjmij z niego nawigację, wszystko co ma jakąkolwiek wartość. Czekaj aż po ciebie wyjdę.”- mówi przez telefon Andre, jeden z menedżerów Curtisa Stevensa (22-2, 14 KO), sobotniego rywala w Prudential Center  w Newarku niepokonanego polskiego boksera, Piotra Wilczewskiego (22-0, 9 KO). Kilka godzin wcześniej, po długich namowach i rozmowach ciągle przerywanych ujadaniem psów ("hoduję  19 pitbulów, troche hałasują"- spokojnie tłumaczy), Andre zgodził się bym przyjechał na trening Curtisa. 

„Nie szukaj sali. Mamy dziurę w środku projects, nie znajdziesz jej.”- dodaje. Dla niewtajemniczonych- „projects” to dzielnice dla najbiedniejszej części społeczności murzyńskiej w Stanach, miejsca, gdzie biały kolor skóry od razu czyni z ciebie potencjalną ofiarę. Wsiadam w wypożyczonego "dodge’a" i jadę  z Newarku do zakątka Coney Island na Brooklynie, który rządzi się swoimi prawami.  Chcę się spotkać z pięściarzem, który bardzo nie lubi udzielać wywiadów, a którego walka z "Wilkiem" ma  szansę stać się szlagierem wieczoru w Prudential  Center. Nawet większym niż mistrzowska walka Tomka Adamka z Bobby Gunnem...

Po niespełna godzinie jestem na miejscu. Zamiast policji, która w takie rejony woli się nie zapuszczać, zawieszona na słupie biało-niebieska skrzynka z zamontowaną wewnątrz kamerą i opatrzona znaczącym napisem: "Ten obszar znajduje się pod ciągłą obserwacją New York City Police Department". Czekam w samochodzie. Po kilku minutach wychodzi z pobliskiego, brunatnoczerwonego wieżowca w którym każde z okien opatrzone jest siatką i kratami, kolega Andre. Daje na oko dziesięcioletniemu chłopcu 20 dolarów, wskazuje palcem na mój samochód i mówi: "Pilnuj!", pokazując mi, żebym za nim szedł. Przechodzimy obok windy, przez jedne metalowe drzwi, póżniej drugie i jesteśmy w sali treningowej. "Sali" to zresztą za duże słowo- jest tu wściśnięty pomiędzy cztery ściany ring pamietający czasy Rocky Marciano, tak samo stare worki treningowe, a całość wygląda jak zamieniona na salę ciepłownia- wystające rury, jakieś nieczynne bojlery.

Curtis, który momentami jest uderzająco podobny do LeBrona Jamesa, jest już na sali. Ma nie więcej niż 170 centymetrów wzrostu, ale każdy z tych centymetrów to mięśnie pokryte tatuażami.  Zaczyna skakać na skakance, kiwająć głową bym zaczął pytać. Przez następne  30 minut nie zwalnia tampa, rozmawiając ze mną z taki  spokojem, jakby nie skakał, tylko siedział ze mną gdzieś w hotelu, na wygodnej kanapie. "Pytaj o co chcesz. Jestem z Brownsville. U nas nikt się nie opier..."- dodaje.

- Masz 24 lata, nigdy nie pracowałeś. Boks wystarcza na życie?
Curtis Stevens:
Jak nie wystarcza, to z moim talentem zawsze można dorobić. Mama prowadzi przedszkole. Ludzie zawsze mają dzieci, zawsze będzie praca. Jestem współwłaścicielem.

- Bokser i przedszkole – niezłe połączenie.
CS:
Coś trzeba mieć na papierach. Przedszkole płaci rachunki. Mam nadzieję, że już niedługo samo boksowanie da mi dostatnie zycie. Niech tylko telewizja przestanie wydawać  miliony na pokazywanie tych, których tam nie powinno być, to będzie dobrze.

- Lubisz wygrywać efektownie czy tylko wygrywać?
CS: 
To dla mnie dwie zupełnie rzeczy. Czasami trener mówi mi, żebym się oszczędzał ale ja nie umiem. Wygrywać pięknie to dla mnie znaczy to samo, co zniszczyć rywala. Najlepiej przez nokaut bo na ringu nie ma nagdodzin. 

- Rok temu, Thomas Hauser, jeden z najbardziej liczących się dziennikatrzy bokserskich w Stanach poświęcił ci duży artykuł  na ESPN. Przytacza w niej opis  walki z Thomasem Reidem, gdzie w drugiej rundzie, po dwóch potwornie silnych ciosach padłeś na ring jak zabity, ale nawet będąc wpółprzytomny, dwukrotnie się przewracając, potrafiłeś wstać i znakautować Reida w ósmej rundzie. "Wstać z ringu po takich ciosach i wygrać prez nokaut to jedna z najtrudniejszych rzeczy w sporcie"- napisał Hauser. Twój komentarz?
CS:
Brownsville: Mike Tyson, Riddick Bowe. Nas trzeba zatłuc żeby wygrać.  

- Wchodzisz na ring w bandanach zakrywających całą  twarz. Za każdym razem w innych. Dlaczego?
CS:
Za każdym razem w innych ale z tym samym napisem- to rodzaj hołdu. Na górze jest „Brownsville” skąd pochodzę, a na dole „Divine Gangsta”, przypominające o moim siedzącym w więzieniu kuzynie. W sobotę też będę je miał. 

-  Co wiesz o Piotrku Wilczewskim?
CS:
Że jest samobójcą i nie wie na co się porywa. To na pewno.

-  A wiesz, że jego firma promocyjna zproponowała mu łatwiejszego rywala, ale Piotr powiedział, że chce prawdziwego sprawdzianu tego co potrafi i wybór padł na ciebie? Choćby z tego powodu powinieneś mieć dla niego szacunek.
CS:
Niekoniecznie. Jak będziesz się chciał zmierzyć z bombą atomową, żeby sprawdzić jakiś jest twardy, to nie jesteś twardy, tylko głupi, bo wszyscy wiedzą jak to się dla ciebie skończy. Tak jak moja walka z Wilczewskim. Ja jej nie wygram, ja go zniszczę, bo on nie walczył z nikim takim jak ja. 

- Wiesz, że mówieniem  nikt nikogo jeszcze nie znokautował? Polak może powiedzieć, że ty też nigdy nie walczyłeś z nikim takim jak on. I obaj będziecie mieli rację. Czego się po nim w sobotę spodziewasz?
CS:
Widziałem trzy jego walki. Lubi iść do przodu, wchodzić za ciosem, stoi w jednym miejscu i łatwo go trafić kombinacjami. Jak dostałem informację i zobaczyłem, chyba na YouTube jakąś jego walkę, zapytałem Andre czy nie żartuje, bo za walkę z kimś takim nikt nie zapłaci.

- A jak będzie walczył z tobą tak jak Andre Dirrell, czyli na dystans, unikając bijatyki, zmieniając pozycję? Nie wygrałeś z tak walczącym Dirrellem więcej niż 3-4 rundy.
CS:
Prawda. Znałem Andre z amatorki, kiedy walczył zupełnie inaczej i przygotowywałem się na bitwę, a nie szachy. Jak zaczął mnie kłóć pojedyńczymi ciosami i uciekać po ringu,  zgłupiałem. To było dwa lata temu, wyciągnąłem z tego lekcję, umiem boksować, a nie się tylko bić. Nie wierzę, że można tak nagle zmienić styl boksowania. Może on spróbuje przez rundę, dwie, ale później wróci do tego, jak walczył całe życie. A na dodatek Wilczewski to nie Dirrell, nie porównuj. Wilczewski będzie uciekał po ringu, znokautuję go w czwartej rundzie. Nie będzie uciekał, tylko się bił, to w drugiej.

-Krążą legendy, że jesteś jedynym  bokserem, który przygotowując się do pojedynków walczy pięciominutowe rundy sparingowe...
CS:
To nie legendy. Sparuję osiem rund po pięć minut. Pierwsze trzy minuty każdej rundy to normalny sparing, później bez żadnej przerwy 30 sekund tempówki na rękawice, póżniej znowu bez przerwy dwie minuty normalnego sparingu. I tak przez dwa tygodnie, sześć dni w tygodniu.  Lubię to robić. Ale najbardziej lubię się bić i dlatego mnie mogę się doczekać soboty i widoku tych smutnych polskich twarzy.

- Na sali będzie pewnie z 7 tysięcy Polaków. Ilu przyjdzie twoich kumpli?
CS:
Mniej, może ze 100? Ale widziałeś film "300" o Spartanach? Niech te siedem  tysięcy z nami nie zaczyna.

Żegnam się z Stevensem, kolega odprowadza mnie do samochodu. "Dodge"  stoi tam, gdzie przedtem, nic nie zginęło. Kamera NYPD czy te 20 dolarów dla dziesięciolatka?

Przemek Garczarczyk z Brooklynu