KIM PAN JEST, MR. STEVENS?

Jarosław Drozd, Opracowanie własne

2009-07-01

Curtis "Showtime" Stevens (20-2, 14 KO) urodził się 10 marca 1985 r. w nowojorskiej dzielnicy Brownsville. Bokserską karierę rozpoczął podobno w wieku 5 lat, by 3 lata później stoczyć swoją pierwszą walkę. Jako sportowe inspiracje niezmiennie wskazuje na Marvina Haglera, Aarona Pryora i Mike`a Tysona.

Największym sukcesem Amerykanina było zdobycie w 2002 r. - w wieku zaledwie 17 lat - tytułu amatorskiego mistrza USA wagi półciężkiej. W pobitym polu pozostawił wówczas kolejno: Chrisa Tillmana, Ivana Stovalla, Terrance`a Johnsona, Jacoba Garretsona i - uwaga - Tavorisa Clouda! Wcześniej Amerykanin wygrywał 4-krotnie w turnieju National Silver Gloves Champion, 2-krotnie w National PAL i aż 8-krotnie w Junior Olympic.

W najważniejszym dla jego amatorskiej kariery roku (2004) przegrał jednak z Jaidonem Codringtonem eliminacje do olimpijskiej kadry USA (do Aten pojechał ostatecznie Andre Ward i zdobył zloty medal) i po stoczeniu - bagatela - 300 walk(!) zdecydował się zakosztować zawodowego chleba.

Jako profesjonał zadebiutował 30 września 2004 r. błyskawicznym (po 107 sekundach) zwycięstwem nad Henry Dukes`em. Już w 12-tej płatnej walce pokonał po 8. rundach na punkty byłego zawodowego mistrza świata, Carla Danielsa, by 3 miesiące później doznać jednak niespodziewanej porażki przed czasem (Stevens prowadził na punkty, by ulec na skutek kontrowersyjnej decyzji arbitra przez TKO w 8. starciu) z silnym fizycznie Marcosem Primerą. W kolejnej walce Amerykanin zrewanżował się Wenezuelczykowi, ale niebawem doznał drugiej - jak dotąd ostatniej - porażki (na punkty po 10. rundach) ze znakomitym Andre Dirrellem.

Jakie są największe zalety Amerykanina? To typowy panczer, o niezłej szybkości, agresywnym stylu walki i bardzo silnych uderzeniach z obu rąk. Groźna broń: lewy hak na wątrobę. Słabe strony? Jest w swoich ruchach konwencjonalny, przewidywalny, niewiele improwizuje w ringu. "Wilk" będzie musiał w trakcie pojedynku wykorzystywać swoją dobrą pracę nóg i szybkość, starając się trzymać w bezpiecznym dystansie niższego rywala (Curtis ma 170 cm wobec 180 cm Piotrka). Biorąc pod uwagę siłę ciosu Amerykanina, w zwarciu Stevensa od zwycięstwa dzielić może tylko jedno uderzenie.

Trudno porównywać Stevensa i Wilczewskiego. Jeśli "papierkiem lakmusowym" uznać osobę Thomasa Reida, z którym obaj niedawno walczyli, porównanie to wypadałoby na korzyść "Wilka. Polak zmusił do kapitulacji Amerykanina już w 1. starciu, zaś Stevens 4 miesiące wcześniej potrzebował na to 8 razy więcej czasu. Zostawmy jednak na boku wszelkie teorie i poczekajmy cierpliwie na ...praktykę.

O tym czy Piotr Wilczewski jest lepszym pięściarzem od klasyfikowanego na 15 miejscu rankingu WBO Curtisa Stevensa dowiemy się już w sobotę, 11 lipca.