BOKSERSKIE OPOWIEŚCI: O TYM JAK MARIUSZ WACH WYGRAŁ Z ROCKY`M!

Jarosław Drozd, Opracowanie własne

2009-05-20

Fantastyczny sen Martina Rogana (12-1, 6 KO) rozpoczął się 11 kwietnia ub. roku. Pokonał wówczas w ciągu zaledwie 2,5 godziny bokserskiego show "Prizefighter" Alexa Ibbsa, Dave`a Fergusona i w finale faworyzowanego Davida Dolana, stylem swojej walki wzbudzając podziw i owację tłumów, zgromadzonych w londyńskim York Hall.

Taksówkarz z Belfastu od ponad roku fundował kibicom fantastyczną nocną rozrywkę, której kolejnymi odsłonami były heroiczne i zwycięskie boje z brytyjskimi czempionami wszechwag, Audleyem Harrisonem i Mattem Skeltonem. Ten piękny sen Rogana trwał do ub. piątku i choć zapewne jeszcze - mimo porażki z Samem Sextonem - nie zakończył się, skłonił mnie do pewnej "historycznej" już refleksji.

Pod koniec marca 2004 r. na tradycyjnym 55-tym z kolei międzynarodowym turnieju bokserskim im. Strandżaty w Płowdiw, który był zarazem jedną z imprez kwalifikacyjnych do igrzysk olimpijskich w Atenach do ringu weszło dwóch mało znanych w Europie pięściarzy. Mimo iż obaj byli aktualnymi amatorskimi mistrzami swoich krajów (Polski i Irlandii Północnej), mieli niewielkie ringowe doświadczenie. W 3. starciu tego pojedynku okazało się, że właściwe pojęcie o boksie ma tylko nasz rodak, który pokonał starszego od siebie o 8 lat rywala przez RSC.O (Outclassed). W taki to sposób Mariusz Wach (21-0, 9 KO) zdobył "skalp" Martina Rogana, pięściarza, którego 5 lat później - słusznie - porównywano do filmowego Rocky Balboa.

Ale przecież, na dobrą sprawę, to nasz sympatyczny "Olbrzym" - nie mniej niż "Rogie" -  przypomina filmowego bohatera. Przy okazji, Drogi Czytelniku, nie wiem czy wiesz, ale Mariusz nie ma za sobą wzorcowej kariery amatorskiej i próżno jest szukać jego nazwiska w dokumentacji ogólnopolskich turniejów kadetów, czy juniorów z rocznika 1979. Wach nigdy nie ukrywał, że z jego rodzinnej wsi Wolica (pod Krakowem) nie było mu po drodze do boksu. Trenował początkowo kick-boxing, ale raczej dla przyjemności, nie tocząc żadnej oficjalnej walki. Po raz pierwszy z bokserskim treningiem zapoznał się na zajęciach Andrzeja Jagielskiego w "Wandzie" Kraków i kontynuował ją - po rocznej przerwie spowodowanej służbą wojskową - w krakowskim "Hutniku" (pod okiem trenerów Stefana Skałki i Stanisława Libronta).

"Bokserska Polska" ujrzała go dopiero 7 lat temu! W kwietniu 2002 r. Wach przyjechał (w barwach krakowskiego klubiku "Tomex") na seniorskie mistrzostwa Polski do Białegostoku. Miał w swoim dorobku zaledwie 17 walk i jedynym atutem wydawały się jego ponadprzeciętne warunki fizyczne. Wylosował od razu półfinał, a w nim czekał na niego rutyniarz, Tomasz Zeprzałka, pokonując go na punkty (18-9).

Kto wie jak i czy w ogóle ruszyłaby z miejsca pięściarska kariera Mariusza gdyby nie ówczesny trener warszawskiej "Gwardii", Paweł Skrzecz, który namówił Wacha na przyjazd do stolicy. Efekty tej współpracy były nadzwyczaj szybkie. Mariusz wygrał w lidze z Michałem Kwietniewskim i Jegierczykiem, przegrywając nieznacznie z Zeprzałką. W konsekwencji obiecujących wyników, Mariusz Wach dostąpił zaszczytu reprezentowania polskich barw podczas Turnieju im. Feliksa Stamma, który w październiku 2002 r. odbył się w Warszawie. "Olbrzym" już w pierwszym pojedynku stanął na przeciwko mistrza świata, Aleksandra Powietkina i mimo iż przegrał bezdyskusyjnie (5-20), to wstydu nie przyniósł, nabierając jeszcze większej motywacji do treningu. W kolejnych ligowych meczach wygrał 4 z 6 pojedynków (pokonując m.in. Łukasza Zygmunta, Marka Tomalę i Henryka Zatykę, ulegając Adamowi Roguszce i krajowemu czempionowi, Grzegorzowi Kiełsie).

Potwierdzeniem talentu Wacha były jego wyniki osiągane w 2003 r. Wspaniałym momentem w jego karierze było zdobycie złotego medalu na wrześniowych mistrzostwach Polski w Jastrzębiu-Zdrój, gdzie w finale po raz pierwszy pokonał Kiełsę (22-8). Z Grzegorzem nadal miał jeszcze ujemny bilans, przegrywając w lidze na wiosnę (9-17) i wygrywając jesienią (17-13). Ligowe starty zakończył bilansem 9-2 (wygrał m.in. z Zeprzałką, Romanem Kapitanenko i Mateuszem Malujdą, uległ Ukraińcowi Oleksijowi Mazikinowi).

Naturalną konsekwencją osiąganych sukcesów był udział Wacha w przygotowaniach kadry narodowej. Międzynarodowe starty w 2003 r. nie zapowiadały jednak rychłej eksplozji talentu Mariusza. Na Turnieju im. Feliksa Stamma uległ (9-10) przeciętnemu Ukraińcowi Pawło Wanykowi, a na grudniowym turnieju w Kopenhadze przegrał z naturalizowanym w Bułgarii Rosjaninem, Sergiejem Rożnowem (12-26).

Najlepszym i zarazem ostatnim rokiem amatorskich startów Mariusza Wacha był rok olimpijski 2004. Jako jedyny z polskich pięściarzy stoczył aż 11 kwalifikacyjnych pojedynków i mimo iż wygrał aż 8, to do Aten nie pojechał, do ostatniej chwili czekając z nadzieją jako 1-wszy rezerwowy, na olimpijską szansę. Gdyby wystąpił w Atenach, mógłby sprawić nam miłą niespodziankę. Ten optymizm opieram na osiąganych wówczas przez Wacha wynikach. Jego forma szła w górę, czego potwierdzeniem było pokonanie m.in. Niemca Sebastiana Koebera i późniejszego brązowego medalistę z Aten, Kubańczyka Michaela Lopeza.

Pół roku przed Atenami, podczas mistrzostw Europy w Puli, Mariusz był krok od medalu, przegrywając po zaciętym i wyrównanym boju ze wspomnianym Rożnowem (25-33). Poza Roganem, w kwalifikacjach olimpijskich pokonał także Primislava Dimovskiego z Macedonii (29-15), Gheorghe Gavrila z Rumunii (34-16), Gagę Bolkwadze z Gruzji (29-12), Modo Sallaha ze Szwecji (29-18), Davida Price`a z Anglii (35-17), Mohameda Samoudi z Francji (45-20) oraz Ilgara Mamedowa z Azerbejdżanu (3 rsc.o).

Największym międzynarodowym sukcesem Mariusza Wacha było zdobycie srebrnego medalu Mistrzostw Unii Europejskiej, które w dniach 20-27 czerwca 2004 r. odbyły się w Madrycie. W decydującym o złocie pojedynku Polak uległ przez RSC.O w 3 starciu Włochowi Roberto Cammarelle.     

Międzynarodowe sukcesy "Olbrzyma" szły w parze z dominacją na krajowych ringach. We wrześniu 2004 r. w Poznaniu zdobył drugi w karierze tytuł mistrza Polski, pokonując m.in. Tomalę (21-13) a w finale Kiełsę (25-12). Ten ostatni nie radził już sobie ze skutecznymi dyszlami Wacha, przegrywając m.in. jeden z pojedynków (letni meeting w Poznaniu) w 2 rundzie przez RSC.

I właśnie wygranym (18-9) ligowym pojedynkiem z Kiełsą pod koniec tego bogatego w wydarzenia roku 2004 r. Wach zakończył amatorska karierę. W czasie jej trwania stoczył ok. 85 pojedynków, z których przegrał tylko 16 (pokonało go 12 pięściarzy: Welc, 2x Zeprzałka, Powietkin, 2x Kiełsa, Roguszka, 2x Mazykin, Wanyk, 2x Rożnow, Gunerbakan, Koeber, Timurzijew i Cammarelle).

Dzisiaj Mariusz Wach stoi przed najważniejszymi wydarzeniami swojej zawodowej kariery. Jak zapewniał mnie jego trener i promotor, Andrzej Gmitruk, Mariusza czeka operacja palca wskazującego lewej dłoni, która przeprowadzi dr Śmigielski. Mam nadzieję, że ostatnie efektowne zwycięstwo odniesione w walce z Juliusem Longiem będzie idealnym bodźcem do pracy ...zdrowego Wacha.

A co do walki Wacha z Roganem? Nie miałbym nic przeciwko temu, by kiedyś doszło do rewanżu.