OSCAR DE LA HOYA ZAKOŃCZYŁ KARIERĘ!

Przemek Garczarczyk, ASInfo

2009-04-15

36-letni Oscar De La Hoya ocierał łzy, ogłaszając na placu przed Staples Center w Los Angeles, tuż obok swojej statuy i kilka mil od miejsca gdzien sie wychował,  zakończenie  rozpoczętej złotym medalem olimpijskim w Barcelonie kariery. "Nie ma już miejsca dla mnie w ringu. Koniec tej drogi." – mówił  ubrany  w czarny, pasujacy do okazji  garnitur "Złoty Chłopiec". Dla tych jednak, którzy śledzą karierę pięściarza, który zdobył dziesięć tytułów mistrza świata w sześciu kategoriach wagowych, konferencja prasowa w Los Angeles była tylko formalnością. Pożegnanie z Oscarem odbyło się wcześniej-  6 grudnia 2008 roku w Las Vegas. Ośmieszony w walce z  Manny Pacquiao, po poddaniu się w swoim  narożniku, "Złoty Chłopiec" podszedł do trenującego Pacquiao Freddy Roacha, swojego byłego trenera, mówiąc: "Przepraszam Freddie. Już nic ze mnie nie zostało." Kibicom pozostaną teraz  w pamięci wspaniałe walki pięściarza, który  zarobił w ringu ponad $160 milionów, zarabiając dla stacji telewizyjnych więcej niż sam Mike Tyson, przyciągnał do boksu nawet tych, którzy nie interesują się tą dyscypliną i pozostawił nas wszystkich z jednym pytaniem: czy był wielkim, czy "tylko" bardzo dobrym pieściarzem?

Kariera Oscara De La Hoyi na trenerskim ringu zaczęła się, kiedy miał tylko pieć lat i bardzo chciał naśladować bawiących sie boks dziadka i ojca. Ten ostatni, zawsze był dla niego niedoścignionym wzorem, i sam De La Hoya wielkokrotnie przyznawał, że zamieniłby wiele tytułów mistrzowskich za akceptację i pochwałę od zawsze wymagającego  więcej  niż potrafił dać "Złotego Chłopca". Paradoks sprawił, że Joel De La Hoya pokazał Oskarowi swoja miłość dopiero, kiedy jego syn przegrał w 1999 roku z Felixem Trinidadem i dopiero w ostatnich latach swojej kariery związek  bardzo silnych indywidualności zamienił się w przyjaźń.

Rodzina, a w szczególności matka  Cecilia była dla Oskara  źródłem ringowej inspiracji. De La Hoya najpierw płakał  ze złości w 1991 roku, bo nie dotrzymał słowa danego umierającej na raka matce i podczas mistrzostw świata nie zdobył złotego medalu, przegrywając z Niemcem Rudolphem. Rok później płakał ze szcześcia na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie, wygrywając w finale i zdobywając złoty medal w pojedynku z tym samym rywalem...

"Dopiero teraz zdaję sobioe sprawę z tego co przeżywali inni sportowcy, którym przyszło zakończyć karierę." –mówił łamiącym sie głolsem De La Hoya- "Dlaczego z takim trudem przychodzi im porzucić coś, czemu poświęcili swoje życie i pasję, że zawsze im sie wydaje, ze mogą spróbowac raz jeszcze. Ciągle mogę trenować, ciągle walczyć na wysokim poziomie, ale dla kogoś takiego jak ja, który walczył na najwyzszym poziomie przez tyle lat, nie jest w porządku wobec fanów wychodzić na ring i nie dać tego, co kiedyś."

Potęga De La Hoyi polegała na tym, że wyglądał jak chłopiec z kościelnego chóru, a bił się jak najlepszy z uliczników. Nie tak jak Muhammad Ali, który zamiast zakończyć karierę w 1975 roku po wyczerpującej (15 rund przy olbrzymiej wilgotności i  temperaturze 40 stopni Celsjusza!),  walce w Manilli z Joe Frazierem, zdecydował się na 10 następnych pojedynków, które zrobiły z niego wrak człowieka, "Złoty Chłopiec" ciągle ma zabójczy uśmiech, to samo poczucie humoru i inteligencję. W odróżnieniu jednak od Alego, który ma na swoim koncie  zwycięstwa nad legendami sportu-  Frazierem (dwukrotnie), Kenem Nortonem (dwukrotnie), Sonny Listonem (dwukrotnie), Jerry Quarry (dwukrotnie) i George Foremanem – Oscar w dziesięciu największych walkach kariery cześciej przegrywał niż wygrywał. Co zostanie bardziej w pamięci krytyków i fanów boksu: zwycięstwa nad   Fernando Vargasem, Ike Quartey’em, Julio Cesarem Chavezem i Pernellem Whitakerem, czy porażki z Shane Mosley’em (dwukrotnie), Felixem Trinidadem, Bernardem Hopkinsem, Floydem Mayweatherem Jr czy wreszcie kompromitująca przegrana z Manny Pacquiao? De La Hoya pokonał w ringu siedemnastu byłych lub obecnych mistrzów świata, z pewnością będzie wybrany do bokserskiej Galerii Sław, ale czy 45 walk z których 39 zakończyło się się jego zwyciestwem wystarczy by powiedzieć o nim WIELKI?

Po przegranej  z Pacmanem "Złoty Chłopiec" zdał sobie sprawe, że nie może być dalej pazerny na pieniądze, że te 15 czy 20 milionów dolarów,  które z pewnością dostałby za każdego rywala z którym zdecydowałby się wyjśc na ring, nie sa mu potrzebne. Tylko jako bokser zarobił w ringu ponad $160 milionów, a jego fortunę szacuje się obecnie na prawie pół miliarda dolarów, a jego Golden Boy Promotions jest – a przynajmniej była kiedy walczył- najbardziej wpływową firmą  promocyjną na świecie.

De La Hoya dał zarobić przynajmniej $200 milionów stacjom telewizyjnym, kilkakrotnie przebijąc pod tym względem Mike’a Tysona.  Zwłaszcza dla HBO, dla której to stacji "Złoty Chłopiec" walczył rekordową liczbę 32 razy, odejście De La Hoyi oznacza zakończenie pewnej ery. Ery, w której jeden pieściarz miał taką charyzmę i tylu fanów, że potrafił ściągnać przed telewizory 2,4 miliona płacących za pay-per-view kibiców i wyprzedać majacą 18 tysięcy widzów  salę w niespełna piętnaście minut!

Po tamtej walce, kiedy przegrał z Floyd’em Mayweatherem Jr rozmawiałem z nim po raz ostatni. Był jak zawsze grzeczny, choć  rozczarowany porażką, uważał, że należało mu sie zwycięstwo, ale  odniosłem wrażenie, że był i tak zadowolony z olbrzymiego sukcesu promocyjnego. Co chwilę ktoś przerywał naszą rozmowę, gratulując mu pełnej sali i sukcesu komercyjnego i po chwili przegrana z Floydem już nie była dla De La Hoyi już  taka ważna...

Przemek Garczarczyk, ASInfo