GEORGE 'TEX' RICKARD

Krzysztof Kraśnicki, Opracowanie własne

2009-02-08

Prezentujemy kolejny felieton historyczny Krzysztofa Kraśnickiego, poświęcony tym razem George’owi Rickardowi- promotorowi m.in. słynnej „walki stulecia” pomiędzy Jackiem Johnsonem a Jimem Jeffriesem.
 
Niezmiernie rzadko się zdarza, aby hazardziście dopisywało wieczne szczęście. Po wygranej, nawet całej serii, karta się odwraca. Zdobyta fortuna topnieje w okamgnieniu, a dotychczasowy farciarz staje się bankrutem. Nawet jeśli nazywa się George Rickard, który potrafił w ciągu nocy przepuścić niemałą fortunę, by wkrótce ją odbudować, a następnie korzystnie ulokować. Na przykład w swoją życiową pasję, jaką był dla „Texa” boks. Ale i on w końcu przegrał...

Urodził się w 1871 roku w miasteczku Born, w stanie Missouri; wyjątkowo wcześnie chciał być samodzielny; jako dziewięciolatek (!) opuścił szkołę i dom rodzinny. Kochał przygodę, ryzyko i pieniądze. Wynajmował się do różnych zajęć, m.in. gonił bydło na teksańskich preriach; wieczory spędzał w kowbojskich saloonach. Ciężka fizyczna praca na tyle zahartowała, wzmocniła młodego George’a, że bez problemu; siłą pięści, colta, rzadziej perswazji rozstrzygał spory z innymi poganiaczami. Szybko zyskał szacunek i sławę; wybrano go szeryfem okręgu. Niedługo jednak piastował tę funkcję; to, co dla innych było szczytem marzeń, dla młodego „Texa” zaledwie epizodem, krótkim przystankiem, chwilą oddechu przed kolejnymi wyzwaniami. Kiedy w 1894 r. wieść o złożach złota na Alasce dotarła do Teksasu, George nie wahał się ani chwili; oddał gwiazdę szeryfa, sprzedał wszystko, co zdołał zgromadzić, ruszył w drogę w towarzystwie zdolnych do wszystkiego szubrawców, ogarniętych gorączką złota włóczęgów.
Trudy wyprawy, awantury na szlaku, życie w prymitywnych, naprędce budowanych osadach, nadludzki wysiłek przy wyniszczającej pracy wykańczały wielu marzycieli o fortunie. Nie „Texa”, jego wzmacniały- fizycznie i psychicznie. Dopisało mu szczęście; zdobyty pokaźny majątek zainwestował w kasyno gry w miejscowości Ramhide.

*

Nie samą pracą poszukiwacze złota żyli, należało dostarczyć im rozrywki. Najlepiej niewyszukanej, ale takiej, na której można szybko i solidnie napełnić sakiewkę. Biznes zwietrzyli; pojawili się w osadzie handlarze, sutenerzy i organizatorzy walki na pięści. Rickard miał więc okazję poznania reguł rządzących tym biznesem; zapałał do boksu wielką namiętnością. Szybko, w sposób typowy dla hazardzistów, podjął decyzję działania w tej branży. I, jak się okazało, szczęśliwie dla siebie, ale i dla rozwoju światowego pięściarstwa zawodowego.
Niewiele czasu upłynęło, jak dał się poznać w bokserskim światku jako człowiek o wielkich aspiracjach, olbrzymiej pracowitości, niesamowitej intuicji i umiejętnościach organizatorskich. W1906 roku w małej, liczącej niewiele ponad 2 tysiące mieszkańców osadzie Goldfield zorganizował pojedynek o światowy championat wagi lekkiej pomiędzy Joe Gansem a Battlingiem Nelsonem. Z całych Stanów zjechało mnóstwo wielbicieli boksu, a wpływy ze sprzedaży biletów wyniosły prawie 70 tysięcy dolarów; samo hororarium bokserów przekroczyło 30 tysięcy- światowy rekord. Później wielokrotnie przekroczony -przez samego Rickarda.

*

Walka w Goldfield zwróciła na „Texa” uwagę bokserskiego świata, ale konkurenci, słysząc o kolejnych przedsięwzięciach teksańskiego promotora, pukali się w czoło. Natomiast sami bokserzy i ich menedżerowie mając do czynienia z Georgem zacierali ręce; zasada Rickarda: „Żyj i daj żyć innym” była  w tej branży czymś zupełnie nowym; zarobki o niebo przewyższały dotychczas uzyskiwane. Championi ani chwili nie wahali się, mając gwarancję godziwego zarobku, zaryzykować nawet utratę tytułu.
Nie namyślał się i były mistrz świata James J. Jeffries, który przed sześciu laty, niepokonany zakończył bokserską karierę. Finansowa oferta Rickarda była tak kusząca, że podjął wyzwanie walki z czarnoskórym „Olbrzymem z Galveston” Jackiem Johnsonem. Aktualnym championem wagi ciężkiej, zwycięzcą m.in. niesamowitego Polaka Stanley’a Ketchela. Reklama towarzysząca pojedynkowi „O honor białej rasy” obiegła całe Stany Zjednoczone. 4 lipca 1910 roku w rocznicę ogłoszenia Deklaracji Niepodległości do Reno, niewielkiej wówczas mieściny w stanie Newada, gdzie specjalnie dla tego jednego widowiska skonstruowano drewniany stadion, zewsząd waliły tlumy. Wśród nich- jako sprawozdawca New York Herald- Jack London. Przybyły gwiazdy światowego boksu, m.in. Tommy Burns, Jake Kilraine, Abe Attel, no i ubiegłoroczny rywal „Olbrzyma”- Stanley Ketchel. Arbitrem pojedynku był sam George „Tex” Rickard. Jeffries przygotowywał się do tej walki bardzo solidnie, zrzucił ponad 40 kilogramów, ale na nic; był zaledwie tłem dla rewelacyjnego przeciwnika. Nie zdołał usatysfakcjonować rasistów, został- po raz pierwszy w karierze-  wyliczony- w 15. rundzie, ale na otarcie łez otrzymał aż 40 tysięcy „baksów”. Johnson zarobił 60 tysięcy, a wpływy z pojedynku osiągnęły kwotę ponad 270  tysięcy!

*

W 1919 roku Rickard zorganizował w Toledo pojedynek pomiędzy Jessem Willardem, aktualnym mistrzem świata wszechkategorii, pogromcą Jacka Johnsona (przez ko w 26. starciu walki zakontraktowanej na 45 rund! ), a Jackiem Dempsey’em. Była to pierwsza w historii walka, którą oceniało trzech sędziów: arbiter i dwóch punktowych. Jack zdemolował mistrza; champion aż siedmiokrotnie zapoznawał się z deskami ringu już w pierwszej rundzie; ostatecznie przegrał w trzeciej. Dempsey otrzymał za pojedynek „zaledwie” 27500 „zielonych”, a były już champion Willard zarobił ich całe sto tysięcy. Dochód z imprezy osiągnął kolejny rekord- 450 tysięcy.
Niebawem i Dempsey zaczął osiągać krociowe honoraria; w rok po walce z Willardem, za pojedynek z Billem Brennanem otrzymał i on swoje sto tysięcy. Ale to jeszcze nic. 2 lipca 1921 roku Rickard zorganizował mistrzowi pojedynek  w Jersey City z „Le Grand Georgesem”, niezwykle popularnym również w Ameryce Francuzem, pilotem podczas I wojny światowej, mistrzem świata- po zwycięstwie przez nokaut z Battlingiem Levinsky’m- wagi półciężkiej.
Oficjalna frekwencja podczas„Walki stulecia” na specjalnie, podobnie jak w Reno, do tego celu wybudowanym za kwotę 325 tys. dolarów drewnianym stadionie, wynosiła 80. tysięcy widzów, ale wypełniony do granic wytrzymałości stadion posiadał 91 tysięcy miejsc! Rekordowy był również dochód z meczu: 1 789 238 dolarów, a więc dwukrotnie więcej niż za wszystkie poprzednie walki. Na trybunach zasiedli m.in. trzej synowie prezydenta Roosevelta, John D. Rockefeller, Vincent Astor oraz twórca imperium motoryzacyjnego Henry Ford. Był to również pierwszy transmitowany przez radio- także do Europy- pojedynek o mistrzostwo świata.
Początek walki nie był dla Dempsey’a zbyt pomyślny, challenger bronił się skutecznie przed atakami mistrza, a w drugiej rundzie sam zadał kilka ciosów, które wstrząsnęły Jackiem. Niestety,bolesna kontuzja kciuka sprawiła, iż nie był w stanie dalej kontrolować walki; w czwartej rundzie, po drugim kontakcie z deskami ringu, nie zdołał wznowić pojedynku. Przez nokaut wygrał Dempsey, a jego honorarium wyniosło całe pół miliona dolarów.
Następne wynagrodzenie Dempsey’a również osiągnęło pół miliona, ale i na ten zarobek solidnie zapracował; pojedynek choć krótki, był niezwykle dramatyczny: siedmiokrotnie liczony w 1. rundzie Firpo druzgocącym ciosem na szczękę wyrzucił Dempsey’a z ringu; Jack powrócił „klatki” w ostatniej sekundzie- na”9”, aby w drugiej rundzie unicestwić „El Toro Salvaje de las Pampas”.
W Filadelfii w 1926 roku 120 757 widzów obejrzało bój Dempsey’a z „Walczącym Marynarzem”- Gene Tunney’em. Champion przegrał na punkty, został zdetronizowany, ale 711 868 dolarów nieco tę porażkę zrekompensowało.
Jeszcze większe zainteresowanie towarzyszyło rewanżowej walce pomiędzy tymi bokserami; kibice oczekiwali, że ich idol odegra się za poniesioną porażkę. I niewiele brakowało, aby wyszli usatysfakcjonowani: po serii ciosów w 7. rundzie Tunney osunął się na liny; arbiter zgodnie z przepisami skierował Dempsey’a do neutralnego narożnika. Ale żądny nokautu Jack nie chciał odejść od „Marynarza”. Sędzia cierpliwie czekał i wznowił liczenie dopiero, kiedy Dempsey wykonał polecenie. Minęło kilka , a może nawet kilkanaście cennych sekund, Tunney na „9” był gotów do walki. I on, dominując nad rywalem przez cały niemal pojedynek, wygrał zasłużenie. A „Tex” Rickard ustalił kolejny rekord kasowy: 2 658 660 dolarów, z czego Tunney zainkasował prawie milion, a Dempsey połowę tej sumy.

*

Półtora roku poźniej szczęście opuściło Rickarda; na usilne zalecenia lekarzy, aby poddał się operacji usunięcia wyrostka robaczkowego, zdecydowanie, jak na gracza przystało, odmówił. Ale w tej walce poniósł porażkę, co również potwierdziło tezę, iż każdy hazardzista w końcu przegrywa. Zmarł 6 stycznia 1929 roku.
Po śmierci okazało się, iż majątek pozostawiony przez obracającego milionami promotora, jest bardziej niż skromny.  Byłoby to dziwne, gdyby nie fakt, iż wcześniej, mając problemy finansowe przy organizacji pojedynku Dempsey’a z Carpentierem, otrzymał pomoc od Mike’a Jacobsa. I Jacobs, mroczna postać świata boksu, stał się cichym wspólnikiem Rickarda...
W pół wieku po śmierci wielkiego  promotora Aleksander Reksza w swojej książce „Słynne pojedynki” napisał: „Tex” Rickard był niewątpliwie największym, najzdolniejszym i najuczciwszym promotorem spośród wszystkich działających kiedykolwiek w zawodowym boksie amerykańskim”, „...potrafił nie tylko zdobywać pieniądze, nie tylko ustalać rekordy dochodu, ale potrafił też doprowadzić do spotkań mających wielką wagę sportową, że pozostaną one na zawsze w dziejach boksu jako oddzielne, wspaniałe karty. Stawiał naprzeciw siebie najlepszych w danej chwili, najgroźniejszych pięściarzy”.

Krzysztof Kraśnicki



Tex Rickard i Henry Ford