VICTOR EMILIO RAMIREZ vs ALEXANDER ALEXEEV

Tomasz Chomirski, Tekst własny

2009-01-19

Wczorajszej nocy doszło do nie lada sensacji, Rosjanin Alexader Alexeev (16-1-0, 15 KO) typowany przez wielu fachowców na przyszłego dominatora wagi cruiser, przegrał przez techniczny nokaut z anonimowym Argentyńczykiem, Victorem Emilio Ramirezem (14-1-0, 12 KO). Stawką tego pojedynku był tytuł tymczasowego mistrza świata organizacji WBO.

Alexander Alexeev to ciekawy bokser, ma bardzo rozsądne warunki fizyczne, mocny cios, jest dobry technicznie i boksuje z odwrotnej pozycji. Przed tym pojedynkiem był jednak bardzo mało doświadczony, ponieważ nigdy wcześniej nie boksował dłużej niz. 6 rund. Nigdy też w boksie profesjonalnym nie napotkał na swojej drodze klasowego rywala. Victor Emilio Ramirez z kolei to niespecjalnie wysoki zawodnik, krepo zbudowany, mający gruby kościec i solidną muskulaturę. Nie jest zbyt dobry kondycyjnie ani specjalnie skomplikowany w swoim boksie, ma jednak dużą siłę, bardzo dobrą odporność na ciosy, ręce trzyma wysoko i jest zdeterminowany. Poza tym miał już w zawodowej karierze przeboksowane 11 rund a wiec wiedział co to dłuższy dystans.

Wczorajszy pojedynek rozpoczął się od zdecydowanego ataku Rosjanina, który już w pierwszych 30 sekundach trafił mocnym lewym na głowę i na tułów (Alexeev jest mańkutem). Ramirez w ostatnich sekundach zepchnął rywala do narożnika i tam trafił bardzo mocnym lewym sierpowym, który na przeciwniku nie zrobił jednak większego wrażenia. Victor szukając swojej szansy ostro zaatakował na początku drugiego starcia. Alexander przeczekał ten szturm i przystąpił do kontrofensywy. Rundy 3-5 wygrał Rosjanin, nie było większych dramatów w trakcie. W pierwszej minucie szóstego starcia Alexeev sprawiał wrażenie, że poczuł ciosy rywala, dało się też zauważyć pierwsze oznaki zmęczenia, od tego momentu zaczął też klinczować. Pod koniec pierwszej minuty siódmej rundy wyjątkowo twardy Argentyńczyk odczul lewy na korpus (zdjęcie poniżej), Rosjaninowi nie udało się jednak przełamać rywala. W ósmym starciu zmęczenie Alexandra stało się już bardzo widoczne, ciężko oddychał, wyprowadzał mniej ciosów i było dużo mniej mocy niż wcześniej. Victor coraz lepiej odnajdywał się w ofensywie. O dziwo ostatnią, dziewiątą rundę, Alexeev rozpoczął z animuszem, notując kilka solidnych trafień. Ramirez zaczął jednak dosyć szybko dochodzić do głosu. Na początku drugiej minuty Rosjanin nadział się w narożniku na mocny lewy sierpowy. Fakt, że nie padł po nim na deski zdaje się być solidnym testem jego odporności na ciosy. Argentyńczyk kontynuował natarcie podczas gdy jego przeciwnik myślał już tylko o gongu. W ostatnich piętnastu sekundach Victor zaliczył kilka bardzo obszernych trafień, z Alexandrem było bardzo źle i aż dziw bierze, że doświadczony sędzia ringowy Joe Cortez (szeroko ostatnio krytykowany za zdyskwalifikowanie Humberto Soto) nie przerwał w tym momencie tego bezsensownego już pojedynku.

Alexander Alexeev, zawodnik typowany przez wielu na przyszłego króla kategorii cruiser przegrał, ale nie ma co kruszyć kopii. Nie dość, że oszczędzono mu ciężkiego nokautu to jeszcze ta surowa lekcja może mu wyjść na dobre. Po pierwsze musi się nauczyć dobrze rozkładać siły na cały pojedynek (bo nie przypuszczam aby na tym etapie dało się wyraźnie poprawić kondycje), nie każdy rywal przecież da się znokautować już w pierwszych trzech rundach. Dobrym krokiem ku temu byłaby dłuższa walka z jakimś twardym ale mniej wymagającym przeciwnikiem, na którym Rosjanin mógłby nauczyć się rozkładać siły. Po drugie musi popracować na defensywą, zbyt łatwo dawał się trafiać stosunkowo prostemu Ramirezowi.

To właśnie "wystrzelanie się" było główną przyczyną tej klęski, to na skutek zmęczenia Rosjanin stal się łatwym celem. Tego typu porażka nie jest powodem do dumy ale z pewnością nie jest to też tragedia. W podobnych okolicznościach swoje pojedynki przegrali przecież David Haye (Thompson) i Wladimir Kliczko (Puritty, Brewster) i mimo tego stali się później numerami jeden swoich kategorii wagowych. Victor Emilio Ramirez na pewno nie prezentował się wczorajszego wieczora gorzej niż Brewster, Puritty czy Thompson.