ROZMOWA Z LEKARZEM ANDRZEJA GOŁOTY

Przemek Garczarczyk, Informacja własna

2008-12-18

„Usiadłem najpierw sam, a później z Andrzej przed telewizorem włączyliśmy wideo i oglądaliśmy walkę. Próba nieudanego  lewego sierpowego w 33 sekundzie i było po walce. Nie wiem i raczej wątpię, żeby była następna, ale Gołota jest jak kot, ma 9 wcieleń."– mówi dr Dave Smith, jeden z najwybitniejszych w Stanach lekarzy specjalizujacych się w bezoperacyjnych zabiegach po kontuzjach odnoszonych  w sportach walki.

- Od czasu odniesienia kontuzji podczas walki z Ray’em Austinem w chińskim Czengdu minął  ponad miesiąc. Co można powiedzieć o stanie lewej ręki Andrzeja Gołoty?
Dave Smith:
Więcej bo prawie całkowicie zginęła opuchlizna, zdjecia są czytelne, wiadomo co sie stało. Postaram się to wytłumaczyć jak najbardziej przystępnie: tak jak się obawiałem podczas pierwszej diagnozy, naderwane są dwa mięśnie lewej ręki Andrzeja – ten, który łączy biceps z łokciem i ten odpowiadający za poruszanie ręką, jej wyprostowywanie, ruchy skrętne. To bardzo poważna kontuzja.

- Tak poważna, że wymaga operacji?
DS:
Problem w tym, ze  w tym stanie mięśni co teraz,  próba przyszywania ich do kości byłaby podobna do zszywania nicią dwóch kawałków mokrego kartonu – niby się trzymają, ale wiadomo, że w każdej chwili mogą puścić. Według opinii chirurgów z którymi pracuję, bardziej korzystne będzie naturalne zaleczenie zerwań. Potrwa dłużej, potrzebna będzie jeszcze dłuższa rehabilitacja, ale do daje większe nadzieje na doprowadzenie ręki do zdrowia. Powiedzmy 3-4 miesiące – jeśli nie będzie żadnych powikłań.

- „Doprowadzenie ręki do zdrowia” oznacza zupełnie co innego dla przeciętnego człowieka i profesjonalnego boksera wagi ciężkiej. Zapytam wprost – czy według pana Andrzej Gołota kiedykolwek wyjdzie jeszcze na ring?
DS:
Nikt tego nie wie, ale gdybym miał odpowiedzieć na to pytanie dzisiaj, odpowiedź brzmiałby – nie. Nakłada sie na to wiele spraw – Andrzej jest 40-letnim, a nie 25-letnim mężczyzną, ma za sobą poważną kontuzję  lewego barku, naderwał ten sam mięsień podczas walki z Chrisem Byrdem – to wszystko ma teraz znacznie niestety negatywne. Ciało sportowca, a w szczególności boksera jest  jak zestaw  pasujących do siebie trybików, które muszą wykonywać ścisle określoną pracę. Wystarczy, że jeden zawiedzie i inny ma już większe przeciążenia. U Andrzej najpierw był bark po wypadku samochodowym, później mięsień po walce z Byrdem, teraz  kolejna kontuzja – wszystko w ciągu kilku lat. Ile zostało w nim tych dobrych trybików? Niewiele.

- Czy udało się panu ustalić w jakich okolicznościach doszło do kontuzji?
DS:
Sam byłem ciekaw, jak to się stało, że Gołota zerwał od razu nie jeden, a dwa mięśnie, bo to sugerowało raczej jakiś przypadkowy, źle  wyprowadzony cios. Usiadłem więć najpierw sam, a później z Andrzej przed telewizorem włączyliśmy wideo i oglądaliśmy walkę. Próba nieudanego  lewego sierpowego w 33 sekundzie i było walce. Nie wiem i raczej wątpię, żeby była następna, ale Gołota jest jak kot, ma 9 wcieleń. Jest mistrzem w  maskowaniu na ringu tego, co jest w nim słabsze.W latach 90, kiedy walczył z Bowe, Sandersem, Grantem miał najlepszy lewy prosty jaki w życiu widziałem u pięściarza tej kategorii wagowej. Po wypadku ten lewy nie był już  nigdy ten sam, więc Andrzej kompensował to zmianą stylu boksowania. Pewnie, że jest wielu sportowców, którzy wyleczyliby się na tyle, żeby tylko wejśc na ring i odebrać czek, ale Gołota nigdy taki nie był, zawsze pracował na treningach jak szalony, nie umie „odpuszczać”. By mógł walczyć na najwyższym poziomie, o mistrzowskie tytuły, potrzeba by było cudu.

Rozmawiał w Chicago: Przemek Garczarczyk