PAWEŁ WOLAK DLA BOKSER.ORG

Jarosław Drozd, Informacja własna

2006-09-14

Jarosław Drozd: Paweł, dziękuje Ci serdecznie za zgodę na ten wywiad. Muszę Ci się przyznać, że jak dotąd znam Cię jedynie z doniesień prasowych. Z chęcia dowiem się czegoś więcej o polskim "Wściekłym Byku" z New Jersey. Od jak dawna mieszkasz za Oceanem?

Paweł Wolak: Z Polski wyjechałem mając 10 lat. Za dwa tygodnie kończę 25, czyli to już będzie 15 lat jak mieszkam w New Jersey.

 

JD: W jakich okolicznościach Twoja rodzina wyemigrowała z Polski?

PW: Ojciec kilkakrotnie pracował w Stanach i wiedział jak tu jest. Legalnie złożył wniosek o zieloną kartę i wszystko potoczyło się błyskawicznie. To rodzice doszli do wniosku, że ciężka praca w USA da mi i mojej młodszej siostrze Edycie lepszą przyszłość. Dzisiaj jestem im bardzo wdzięczny za wszystko czego mnie nauczyli, bo od dziecka wiedziałem czym jest praca i systematyczność.

JD: Zacząłeś dość późno (jak na warunki amerykańskie) trening bokserski. Co sprawiło, że zostałeś właśnie bokserem?

PW: Zacznę od początku. Bokserem jestem po Tacie, który trenował pod okiem dobrego trenera o nazwisku Tytel w klubie Stal Mielec. Tata się śmieje, że ledwie odrosłem od ziemi, a już chciałem bić w worek jak on. W Stanach kopałem piłkę od 13 do 16 roku życia i już w liceum od 14 roku życia uprawiałem zapasy klasyczne, w których byłem całkiem dobry. No, ale niedaleko spada jabłko od jabłoni i już od 18 roku życia odnalazłem swoje prawdziwe powołanie w boksie.

JD: Masz za sobą ciekawą, choć krótką karierę amatorską. Jakie odniosłeś sukcesy? Z kim i w jakiej wadze rywalizowałeś o miejsce w amatorskiej kadrze USA? W końcu w jakich okolicznościach zostałeś zawodowym bokserem?

PW: Wymienię tylko najważniejsze sukcesy amatorskie, takie jak: dwukrotnie 2-gie miejsce w turnieju o Golden Gloves NJ (2001 i 2002 r.), 2-gie miejsce w Mistrzostwach Stanu New Jersey (2001 r.) oraz zwycięstwa w turniejach w Lake Placid i NorthEast Championships (2002 r.). No i w ten sposób doszliśmy do sedna sprawy, czyli mojej najważniejszej walki, ostatniej z 50-ciu amatorskich. Było to pod koniec 2003 r. Pamiętam, że był to grudzień, przed samymi świętami Bożego Narodzenia. Byłem w świetnej formie, szedłem jak burza i do zdobycia tytułu Junior Olympic National Champion została mi ostatnia walka. I wówczas ścięło mnie dosłownie z nóg, jak przed samą walką z Danielem Jacobsem, usłyszałem od wszystkich: "OK, jesteś bez papierów (nie miałem wtedy obywatelstwa amerykańskiego) i bez względu na wynik, to Jacobs poleci na olimpiadę". I tak też się stało. Wygrałem ja, ale ogłoszono zwycięstwo mojego rywala. Byłem tak wściekły, że zapomniałem o całym świecie. Nic mnie nie cieszyło. Przez blisko 2 miesiące chodziłem jak zombie, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Na boks byłem wściekły, ale w głowie miałem tylko ...boks. I wtedy właśnie zadzwonił Patrick Ford (mistrz z lat 1979 i 1980), świetny trener, z którym jestem do dziś. Powiedział: "dosyć tej zabawy - czas na prawdziwy boks zawodowy". Spełniły się moje marzenia, by walczyć bez kasków i na całość. W międzyczasie przyjąłem obywatelstwo amerykańskie, oczywiście na zawsze pozostając POLAKIEM!!! Z amerykańskim paszportem.

 

JD: Kto jest największym sportowym idolem Pawła Wolaka?

PW: Po pierwsze: za serce i ducha walki wymienię Arturo Gattiego, po drugie: Joe Fraziera - za twardy styl walki i to co w nim najbardziej cenię, czyli “musisz mnie zabić, żeby ze mną wygrać”. No i po trzecie: Roberto Duran - za to, że za jeden cios odpowiadał trzema. Waleczny Panamczyk wygrał o ile dobrze pamiętam 103 zawodowe walki, w tym 70 przed czasem.

JD: Komu zawdzięczasz ringowy przydomek? To ukłon w stronę legendarnego Jake`a La Motty?

PW: Tak, oczywiście. To zasługa starych mistrzów, których legendę przypomina mój styl. Wiesz, tam gdzie trenuję, czyli w "Gleason’s" na Brooklynie ćwiczyli wielcy tego sportu. Dzisiaj to już starsi panowie, ale cały czas, gdyby im na to zdrowie pozwoliło, pewnie by powalczyli... Określenie "Nowy Wściekły Byk" to oczywiście dla mnie zaszczyt i coś w tym jest, bo zaczęto zwracać mi uwagę na to, że zapominam o tym, że w tym sporcie istnieje defensywa. Lubię się wbijać, wchodzić w przeciwnika po to, by zadawać bardzo duże ilości ciosów.

JD: Stoczyłeś już 10 walk zawodowych i wszystkie wygrałeś. Systematycznie idziesz w górę w rankingach. W ostatnim pojedynku postawiłeś sobie poprzeczkę dość wysoko. Dennis Sharpe miał groźnie wyglądający rekord, lecz mimo to pokonałeś go przed czasem. To Twoja najlepsza walka w karierze? Podobno rywal mocno pokiereszował twój luk brwiowy?

PW: To była dobra walka dla krytyków. Liczyli, że zobaczą gigantyczne ilości ciosów i dostali dużo atrakcji w postaci lejącej się krwi z mojego prawego łuku brwiowego. To było na samym początku walki, kiedy poczułem uderzenie głową. Dobrze, że nawet na to nie zwróciłem uwagi i "dokończyłem" przeciwnika w 5 rundzie. Walka się podobała i dostałem dobre recenzje. Jednak szczególnie wspominam moją 8-mą walkę z Julio Jeanem, który pierwszy raz dał mi możliwość sprawdzenia mojej wytrzymałości. Wyszedłem bardzo zrelaksowany, nawet chyba za bardzo, bo już w pierwszej rundzie dostałem taki cios na korpus, że myślałem, że jej nie dokończę. Ale z sekundy na sekundę czułem się lepiej i po piątej rundzie, mój przeciwnik, tak jak ostatnio Sharpe, nie był w stanie wstać do szóstego starcia.

JD: Masz świetny ringowy rekord (10-0, 6 KO). Czy to nie jest czas najwyższy, by związać się z jakąś znaną i wpływową grupą promotorską?

PW: Mam wszystko czego potrzebuję na dzisiaj, ale wiem, że już niedługo będę potrzebował więcej i wtedy w naturalny sposób wszystko potoczy się swoim życiem.

JD: Rozumiem, że powoli nadchodzi czas, w którym Paweł Wolak będzie walczył z najlepszymi w swojej wadze?

PW: Takie mam plany na przyszły rok. 19 października br. stoczę moją ostatnią 8-rundówkę i wskakuję w końcu w walki 10-cio rundowe, więc jeśli jeszcze nie w tym, to na pewno na początku przyszłego roku, będę miał już okazję walczyć z konkretnymi przeciwnikami.

JD: Którego pięściarza, z występujących w wadze średniej, szanujesz najbardziej?

PW: Zdecydowanie jest nim Kassim Ouma z Ugandy, mistrz świata WBO. Facet interesuje mnie jako człowiek. Kiedy miał 8 lat został wcielony do oddziałów bojowych i musiał walczyć na krwawej wojnie. Fascynuje mnie jego psychika - uciekinier z Ugandy zostaje mistrzem świata w boksie. Jest twardy.

JD: Jak określiłbyś swój styl walki?

PW: "Wolak-styl". Polega to na tym, że wszystko jest naturalne. Dużo odkrywam w sobie, ale na krótko. To agresywny puncher bijący po korpusie i głowie.

JD: Nad jakimi elementami bokserskiego rzemiosła musisz jeszcze pracować?

PW: Nad unikami.

JD: Miałeś okazję spotkać w Stanach polskich pięściarzy. Którzy z nich zrobili na Tobie najlepsze wrażenie?

PW: Osobiście poznałem Mariusza Cendrowskiego, bardzo miłego chłopaka z dobrym rekordem.

JD: Jesteś bardzo popularny w kręgach amerykańskiej Polonii. Czy to głównie Polacy przychodzą na twoje walki?

PW: Coraz bardziej... To miłe, bo ja zawsze pamiętam o swoich korzeniach. Jestem z nich dumny i zawsze swoje walki dedykuję, tak polskim kibicom, jak i rodzinie oraz przyjaciołom, bo przez wiele walk tylko Amerykanie stanowili główną część mojej publiki. W końcu odkrył mnie dla Polonii DJ Bubell, czyli Marcin Filipowski z Polskiego Radia 910 w Nowym Jorku. Ten gość lubi dobry boks i po mojej walce krzyczał do telefonu (jak opowiedział mi jeden z amerykańskich kolegów): "Sensacja!!!" Okazało się, że Polacy kochają boks i tylko szukają kogoś, kto ma serce do walki. A ja mam go duzo i wiem czego chcę, bo ten sport jest tylko dla wojowników.

JD: Miałbyś ochotę zaprezentować swoje umiejętności na jakiejś gali bokserskiej w Polsce?

PW: Marzę o tym by pobić któregoś z sąsiadów z Niemiec lub z Rosji. Z Polakami nie będę walczył, bo nie ma takiej potrzeby. Chyba, że nie byłoby wyjścia, ale tylko o pas mistrzowski.

JD: 19 października czeka Cię kolejna walka. Twoim rywalem ma być Jose Felix. Czy wybranie słabszego niż poprzednio rywala jest związane z Twoją ostatnią kontuzją?

PW: Widzisz, ja lubię walczyć. Teraz wypadła kolej na Felixa, choć miał być ktoś inny. I jeśli jest taki słaby jak mówisz, to może w końcu będę mógł sprawdzić swoje uniki, bo muszę chronić prawy łuk ze względu na to, że blizna jeszcze się goi. Za moment po raz pierwszy od ostatniej walki będę miał normalny sparring. To tyle na najbliższe tygodnie ale dalej, proszę bardzo zaproponuj kogoś dobrego z Rosji lub z Niemiec... Przylecę do Polski by go pobić.

JD: W jaki sposób przygotowujesz się do najbliższego pojedynku?

PW: Właśnie od ostatniej niedzieli zapomniałem o tym, czym jest zabawa i już zaczynam sparringi. Cały czas biegam i pracuję nad swoim magicznym ciosem, który będzie zmiatał z ringu. Poważnie, to po za kontuzji jestem w świetnej formie i teraz myślę tylko o zwycięstwie. Na tym się koncentruję.

JD: Chciałbyś coś przekazać za moim pośrednictwem swoim kibicom w Polsce?

PW: Oczywiście. To, żeby byli pewni, że Paweł Wolak jest tym, który im wstydu nie przyniesie. Zawsze będę walczył z zasadami, a do ringu będę wychodził po zwycięstwa. I naprawdę z chęcią przyjadę powalczyć ale i odwiedzić Dębicę [Paweł urodził się i mieszkał w Dębicy przed emigracją - przyp. JD].

JD: W imieniu własnym i czytelników www.sporty-walki.org dziękuję Ci serdecznie za wywiad. Życzę jak najszybszej drogi na zawodowym szczyt. Jestem pewien, że z walki na walkę rosnąć będzie krąg Twoich kibiców. Mam nadzieję, że nie raz sprawisz nam wszystkim piękne i wzruszające chwile.

PW: Obiecuję, że Ci, którzy kochają boks będą ze mnie zawsze zadowoleni.